Jeszcze do lat 60-tych XX wieku hiszpański Benidorm był typowo rybacką wioską na wybrzeżu Costa Blanca. Życie snuło się tu leniwie, w rytmie fal uderzających o kadłuby statków wypływających na połów, z przerwami na sjestę, wino i paellę degustowaną w promieniach hiszpańskiego słońca. I to właśnie te elementy: uciechy stołu, urokliwe plaże i pogoda bliska tej, jaką możemy doświadczać w Tunezji czy Maroku, sprawiły, że Benidorm zaczął się zmieniać.
Napuchł, przybrał na wadze i rozlał się wzdłuż wybrzeża. Ale przede wszystkim urósł.
Urósł w liczbie mieszkańców i gości, którzy zaczęli tu przyjeżdzać; w cenach, jakie zaczęto płacić za apartamenty; w metrach betonu i stali pnących się w chmury.
Niczym w filmach i komiksach z serii Transformers, klimatyczna, rybacka architektura, zmieniła się w stechnicyzowany, pełen blasku i gigantomachii twór, który zaczął dominować nad spokojną dotąd przestrzenią. Benidorm zamienił się w Beniyork lub Manhattan Europy, jak zwykło się o nim mówić.

W latach 1963-2021 wybudowano tu 64 wieżowce (i to takie, które w skali europejskiej, naprawdę mogą rywalizować o uwagę). Najwyższym z nich jest Intempo [ANG] - liczące 49 pięter i 202,5 metrów wysokości monstrum na dwóch nogach, które dumnie puszy się na tle konkurencyjnych hoteli i apartamentowców. Z charakterystyczną przerwą między wieżami oraz kielichowatą nasadą górnych pięter, przypomina wrośniętą w ziemię, olbrzymią literę „M” lub dwie, obrócone do siebie „1”-ki . Rzuca się cieniem na tutejszy bulwar i plażę. Jest architektoniczną wizytówką miasta, które utraciło niewinność i zatraciło się bezpowrotnie w masowej turystyce.
Bo z Nowym Jorkiem Benidorm łączy jeszcze jedno: natłok
Nagromadzenie bodźcców, gwaru, języków, kultur, ludzi i sklepowych wystaw walczących o uwagę przechodniów. Śródziemnomorska plaża dusi się tu pod naporem leżaków, jak lipcowy Bałtyk pod natłokiem parawanów. Z restauracji uderza zapach fish and chips, w uszach świdrują krzyki brytyjskich i niemieckich turystów. Nieustanny pęd, rozpychanie się łokciami, walka o miejsce i przestrzeń. Turystyka w katalogowym wydaniu wychyla się zza każdego zakrętu, tłamsząc resztki oryginalności i prawdziwego charakteru Costa Blanca.
Tak jest w mikroskali. Na zbliżeniu. Gdy przebijasz się przez turystów na starym mieście i czekasz do kolejki po selfie na słynnych schodach Mirador de Punta Canfali schodzących do morza. Albo gdy stoisz w cieniu Intempo i zadzierasz głowę, by policzyć na ile pięter wzniosło się ego inwestorów.
Ale oddal odrobinę kamerę. Umieść ją wyżej
Nie na poziomie ulicy, nie na poziomie najbardziej luksusowego apartamentowca w mieście, ale jeszcze wyżej. W punkcie, w którym nie musisz płacić za (s)pokój z widokiem na morze. Ten punkt widać praktycznie z każdego miejsca na Costa Blanca - od znajdującego się na południu Alicante, po rozłożony na północy Calp.
To drugi najwyższy punkt w prowincji Alicante. Nazywa się Puig Campana - „Góra Dzwon”. Poznasz ją od razu, bo przyciąga spojrzenia jak magnes, a na środku wierzchołka, ma charakterystyczną i charakterną wyrwę, która budzi respekt i z perspektywy chodnika wydaje się wygłodniałą paszczą, w którą musi wpaść każdy nierozważny wspinacz próbujący zdobyć górę.
Miejscowe podania - te przekazywane z pokolenia na pokolenie, zanim zagłuszył je gwar żądnych hiszpańskiego słońca turystów - mówią, że owa wyrwa nie powstała naturalnie. Wyrąbał ją mieczem olbrzym o imieniu Roland. Ten szczyt był jego domem, schronieniem przed ludźmi, którzy zmusili go do ukrywania się w górach. To tu znalazł spokój i wyciszenie.
Podczas jednej z wędrówek, gdy olbrzym zszedł z gór, spotkał piękną dziewczynę, która jako jedyna się go nie bała i poczęstowała go źródlaną wodą. Dzięki jej dobremu sercu Roland przemienił się w prawdziwego człowieka i od tej chwili dzielił z nią życie w chacie na szczycie Puig Campana.
Do czasu, gdy nad ukochaną zawisł śmiertelny cień.
Tajemnicza postać powiedziała Rolandowi, że dziewczyna zginie, gdy tylko ostatni promień słońca zgasi dzień. Wściekły mężczyzna z całej siły uderzył mieczem w górę, odrąbując olbrzymi kawał skały i tworząc wyrwę, przez którą zaczęły wpadać ostatnie promienie słońca. Niestety gest rozpaczy na nic się zdał, bo słońce w końcu i tak schowało się za horyzontem, a wraz z nadejściem nocy, zgasło życie dziewczyny. Roland znowu został sam.
Gdzie podziała się skała, którą odrąbał bohater legendy?
Gdy wejdziesz na szczyt Puig Campana, spójrz w dół. Z tej perspektywy hiszpański Manhattan straci na znaczeniu, skurczy się i wyciszy. Przytłumi go przestrzeń gór, wygłuszą powiewy wiatru. Leżące u podnóża plaży wysokościowce wydadzą się budynkami w skali Lego. Klockami, które mógłby rozrzucić w złości Roland.
Znajdź budynek w kształcie litery „M”, z przestrzenią między wieżami. Tuż obok niego dostrzeżesz niewielką skałę wystającą nad fale - to Mirador de l’Illa de Benidorm, wyspa która wedle legendy jest częścią góry, którą odrąbał w geście rozpaczy Roland.
Kiedyś okupowali ją piraci, którzy urządzili tam sobie bazę do ataków na okoliczne miasteczka. Dziś można się na nią wybrać promem, odwiedzić tamtejszy bar, wyskoczyć na nurkowanie. Zdaniem: odhaczyć z listy benidormskich atrakcji.
W latach osiemdziesiątych francuski profesor z Uniwersytetu Bretagne Occidentale, porównał skały tworzące wyspę z tymi w kopułach szczytowych Puig Campana. Badanie dowiodło, że pochodzą one z innego okresu geologicznego, wysepka nie może więc być częścią góry. Legenda przestała być legendą i stała się zwykłą bajką. Fantazją rybaków, dla których szczyt i jego charakterystyczna wyrwa, od zawsze były punktem orientacyjnym pozwalającym bezpiecznie wrócić do domu. O którym pewnie setki razy rozmawiali i wpatrywali się w niego z pokładu swoich łodzi.
Ale ty możesz udawać, że wcale nie wiesz o badaniu profesora. Że może olbrzym i jego ukochana ciągle są na wysepce (bo ponoć właśnie tam Roland pochował swoją miłość).
Z tej perspektywy, gdy wiatr wietrzy głowę, a przestrzeni jest o niebo więcej niż na zatłoczonych ulicach Benidormu, to dużo łatwiejsze.
Kilka faktów i przydatnych linków
Puig Campana to drugi co do wysokości szczyt w prowincji Alicante - 1406 m.n.p.m., wchodzi w skład pasma
Sierra de
Aitana
[ANG]
Szczyt znajduje się ok. 10 kilometrów od Benidormu, tuż przy miejscowości Finestrat.
Przewyższenia terenu osiągają na Puig Campana 1000 metrów - drogi wspinaczkowe długością i powagą nie ustępują tym z Pirenejów. Skała to wapień o dobrym tarciu.
Góra to mekka dla wpinaczy, ale miłośnik pieszych wędrówek też nie będzie się tu nudził.
Drogi na szczyt 👉
mapa z PDF
Szlak Vertical Kilometre 🥾🥾🥾🥾
Najszybsza droga na szczyt wiedzie z parkingu Font Moli nad Finestrat i rekomendowana jest tylko dla doświadczonych wędrowców.
Bardzo dużo sypkiego kamienia i duże nachylenie terenu sprawiają, że ciągle trzeba walczyć z grawitacją Tą trasą przeprowadzane są zawody biegowe.
Ścieżka znakowana żółtymi i białymi śladami. Odległość 8 km. Wzniesienie 1100 metrów.
Mapa ze szlakiem 👉
tutaj
.
Szlak okrężny
wokół góry 🥾🥾🥾
11,5 km, przewyższenie 654 m.
Na szczyt można wówczas wejść od strony Coll Pouet - droga jest łagodniejsza, o mniejszym nachyleniu i nie ma tu aż tyle sypkich kamieni.
Mapę ze szlakiem znajdziesz 👉
tutaj
.